Quantcast
Channel: Spanking - filmy, opowiadania, zdjęcia, dyskusje
Viewing all articles
Browse latest Browse all 467

"Przez ciernie do gwiazd"

$
0
0
"Przez ciernie do gwiazd" 

(Opowiadanie fikcyjne, rzecz dzieje się gdzieś w wyimaginowanym miejscu i kraju, oczywiście tylko dla dorosłych)




Patrząc na te lata wstecz, zastanawiam się jak udało mi się przeżyć. Moje życie nigdy nie było takie jakie pragnęłam wieść. Ojciec złodziej, który większość życia spędził za kratkami. Matka alkoholiczka i ćpunka. Już od najmłodszych lat byłam zdana tylko na siebie. Na rodziców nie mogłam zbytnio liczyć, gdyż oni sami mogli ledwo zająć się sobą. Chyba tylko cud sprawił że nie wylądowałam w domu dziecka. Matka kiedy nie była pijana, to wszystko było w porządku. Chodziłam do szkoły, a w domu zawsze czekał na mnie ciepły posiłek. Wiem że mama mnie kochała, ale przez mojego ojca, który wiecznie popadał w konflikty z prawem, sprawiało że coraz bardziej zamykała się w sobie. Wszystko było na jej głowie. Żeby zagłuszyć rzeczywistość  zaczęła nadużywać alkoholu. Popadała w kilkudniowe ciągi alkoholowe i kompletnie zapominała o moim istnieniu. Trwało to praktycznie całe moje dzieciństwo. Wtedy nauczyłam się jak się sobą zajmować. Chodziłam po mieście i drobnymi pracami zawsze zarobiłam parę groszy. A to pomagałam komuś w ogródku, robiłam zakupy, pomagałam sprzątać itd. Wówczas to ja bardziej opiekowałam się mamą niż ona mną. Jako mała dziewczynka byłam dumna, że mogłam pomóc mamie. Szkoły nigdy nie zaniedbywałam, świętej pamięci moja babcia zawsze mawiała. - Ucz się córuś ucz, bo nauka to potęgi klucz, który otwiera mnóstwo drzwi. 
Jakoś tak w pamięci utkwiły mi te słowa, że naukę zawsze traktowałam serio. Dlatego w szkole nawet nie zorientowali się jaką miałam sytuację w domu. Jeżeli coś podejrzewali, to sprytne kłamstewka zawsze okazywały się być skuteczne. Kiedy mama w końcu wytrzeźwiała, to miała wyrzuty sumienia, że zostawiała mnie samą sobie. Zawsze wtedy wynagradzała mi wszystko. Kupowała rożne słodycze, zabawki, zabierała na karuzele i na lody. Wtedy byłam taka szczęśliwa, tak bardzo kochałam swoją mamę. Teraz myślę że ona po prosu chciała mnie przekupić na wypadek gdyby opieka społeczna zapukała do drzwi. Jeszcze na samym początku mama pracowała jako woźna w szkole, ale kiedy jej nałóg stawał się coraz większy, i nie przychodziła do pracy, to w końcu ją wywalili. Żyłyśmy tylko z zasiłku z opieki społecznej i moich drobnych prac. Mama jak była trzeźwa to dorabiała sprzątaniem. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Ojciec pojawiał się na kilka tygodni, ale raczej był dla nas ciężarem niż wsparciem. Praca nigdy się go nie trzymała, zawsze wolał szybkie pieniądze. Kiedyś po pijaku zdemolował z kumplami sklep i pobił do nieprzytomności sprzedawcę. Szybko go złapali i wsadzili na 12 lat do kicia. Znowu zostałam bez ojca. Mama jak zwykle żyła we własnym świecie, alkohol już jej nie wystarczył. Zaczęła brać narkotyki. Nie mam pojęcia skąd brała na to pieniądze, ale nie trudno było zgadnąć. Miałam już wtedy siedemnaście lat, i już dobrze wiedziałam jak matka zarabiała  na kolejna działkę. Miała 38 lat a wyglądała na 50. Wieloletnie nadużywanie alkoholu strasznie wyniszczyło jej organizm. Była chuda i blada jak śmierć. Ubrania wisiały na niej jak na wieszaku, a nie stać jej było kupić nowe. Ja natomiast w tym czasie zadałam się z pewnym szemranym towarzystwem i zarabianie drobnych kwot już mnie nie bawiło. Z miłej i grzecznej dziewczynki stałam się łobuzicą. Matka coraz bardziej mnie denerwowała zwłaszcza ta jej bezradność i skłonność do autodestrukcji. Wiecznie naćpana i nachalna, budziła we mnie wstręt. Przysięgłam sobie wtedy, że nigdy nie dopuszczę do tego żeby się stoczyć tak jak ona. Myślałam jedno, a robiłam zupełnie coś innego. Imponowały mi łatwe pieniądze i wcale nie dziwiłam się ojcu, że też chciał szybko zarobić nie przepracowując się za bardzo. Tylko że on był zbyt głupi. Ja swoje włamy dokładnie planowałam i na wszystko miałam plan. Kiedy raz się udało, to był następny i kolejny. Właściwie wychowywała mnie ulica. Do domu przychodziłam tylko spać. Matce było wszystko jedno, aby tylko kasa na wódę i prochy była. Już dawno przestała się mną interesować. Pewnego dnia gdy wróciłam do domu po kolejnym włamie, zastałam matkę leżąca na podłodze martwą. Co było dalej to już nawet nie pamiętam. Zapamiętałam tylko że tak bardzo wtedy płakałam, nie mogłam przestać. Wypłakałam chyba całą tą złość, którą tłamsiłam w sobie przez ostatnie lata. Potem był pogrzeb. W związku z tym że byłam niepełnoletnia nie miałam jeszcze siedemnastu lat, trafiłam do domu dziecka. Do liceum dostałam się bez problemu ale olewałem szkołę, już przestało mi zależeć. Wagarowałam i biłam się ze wszystkimi, którzy stanęli mi na drodze. W domu dziecka nie dawali sobie ze mną rady. Nakazy i zakazy na nic się nie zdawały. Któregoś dnia znowu napadłam na kiosk z chłopakami z dzielnicy, i było to jeden raz za dużo. Złapali nas, i ci debile wszystko wypaplali. Mało tego, żeby ratować swoje tyłki przyznali się do wcześniejszych włamów, i wsypali mnie oskarżając o wszystko. Wówczas wszystko poszło szybko. Policja już od dawna ponoć mnie obserwowała. Te gnojki dostali poprawczak, a ja jako prowodyrka i inicjatorka wszelkich wybryków i napadów, zostałam odesłana do zakładu wychowawczego o zaostrzonym rygorze, aż do uzyskania 21 roku życia. Czyli na jakieś cztery lata. Kiedy ogłaszali wyrok i zakuwali mnie w kajdanki, płakałam jak dziecko. Wcale nie byłam taka twarda. Byłam wystraszona i roztrzęsiona jak mała dziewczynka, która trochę nabroiła. 
- Teraz nie ma co płakać, jest wina to kara też musi być. Już tam się tobą dobrze zajmą - powiedziała jedna ze strażniczek i wsadziła mnie do policyjnego radiowozu. Siedziałam zakuta w kajdanki jak najgorszy przestępca, i czekałam na najgorsze. 
- Skończyłam jak mój ojciec, a miało być zupełnie inaczej - pomyślałam sobie. 
Droga do zakładu ciągnęła się w nieskończoność. Nie miałam pojęcia co mnie tam czeka, ale wiedziałam jedno, nie dam się stłamsić i złamać jak moja matka, nie skończę tak jak ona. Będę twarda. W tym roku moje dawne życie właśnie skończyło się, a zaczął się nowy nieznany rozdział. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo zmieni się moje życie po tych czterech latach tam spędzonych. 

***

Zawieźli mnie do aresztu, tam czekałam na odwiezienie do zakładu. W areszcie siedziało jeszcze kilka innych dziewczyn. Wszystkie na oko w podobnym wieku co ja, i również wystraszone jak ja. Oczywiście nie dawałam po sobie poznać że się boję, zgrywałam twardzielkę. Udawałam że mi wszystko zwisa i nikt mi nie podskoczy. W środku jednak się trzęsłam jak galareta. Późnym wieczorem zabrali nas do autobusu. Każda z nas została dokładnie przeszukana, a następnie założyli nam kajdanki na ręce i nogi. Posadzili w autobusie i ruszyliśmy w drogę. Czas wlekł się niemiłosiernie wolno. Tłukliśmy się tym rzęchem prawie całą noc. Była tylko jedna przerwa, więc kiedy dojechaliśmy na miejsce, byłam tak zdrętwiała od siedzenia w jednej pozycji, że ledwo mogłam wstać. Łapały mnie ciągle skurcze nóg, chciałam chwilę odpocząć, ale nie mogłam bo ciągle nas popędzali. 
- Szybciej, szybciej, ruszać się, nie jesteście tu na wakacjach! - krzyczała jedna ze strażniczek. 
Było nas razem siedem dziewcząt. Wyszłyśmy w końcu na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła, znajdowaliśmy się na jakimś pustkowiu na południu kraju. Ośrodek był ogromny, otoczony wysokim murem kolczastym, a w oknach były kraty. Wokół całego budynku nie było po prostu nic. Domyśliłam się że to ze względów bezpieczeństwa. Chcieli mieć zapewne dobrą widoczność na wypadek gdyby ktoś chciał zwiać. Dopiero jakieś kilkaset metrów dalej rozciągał się las, a za nim połacie gór. Na pierwszy rzut oka było widać że wszystko było świetnie rozplanowane logistycznie, a do budynku prowadziła tylko jedna droga. Zaprowadzili nas do niewielkiego pomieszczenia. Była to duża łazienka połączona z szatnią. Tam zajęły się już nami kobiety pracujące w ośrodku. Ubrane były w mundury i każda z nich wyglądała jak maszyna do zabijania. Ja wyglądałam przy nich jak dziecko. Zresztą zawsze byłam mniejsza niż wskazywał na to mój wiek. Blond włosy i niebieskie oczy które odziedziczyłam po ojcu, jeszcze bardziej odejmowały mi lat. Jedna ze strażniczek podeszła do mnie i rozkuła mnie z kajdanek. Mogłam w końcu odetchnąć. Momentalnie zaczęłam pocierać swoje nadgarstki, w nadziei że złagodzę ból powstały po całonocnym noszeniu kajdanek. 
- Rozbierać się! - usłyszałam ostry ton. 
Spojrzałam na inne dziewczyny, które bez zbędnych protestów zaczęły ściągać swoje ubrania, więc i ja poszłam w ślad za nimi. Chociaż wcale nie miałam na to ochoty. Nie byłam przyzwyczajona do tego żeby ktoś mi rozkazywał. Zawsze byłam panią własnego losu i nikt nigdy mi nie rozkazywał, nie licząc tego krótkiego pobytu w domu dziecka. Gdy już stałam tak w staniku i w majtkach, usłyszałam kolejny głos.
- Do naga! Szybciej! Nie mam na to całego dnia! - wrzeszczała jedna z kobiet. 
Strasznie się wstydziłam, ale byłam w tym momencie zbyt przerażona i zmęczona, aby protestować. Zdjęłam zatem najpierw biustonosz a potem majtki. Od razu moja ręka powędrowała w dół a druga w górę. Chciałam się zakryć i ochronić swoją prywatność. Jednak kolejny rozkaz baby “robocopa” pozbawił mnie tej niewielkiej ochrony. 
- Stanąć w szeregu i ręce wzdłuż ciała!
Zaczynało już mnie to wszystko denerwować, moje przerażenie zamieniało się powoli w złość. - Nie będzie mi tu jakiś babsztyl rozkazywał, nie jestem jakimś popychadłem - pomyślałam, i nawet nie drgnęłam z miejsca.  Strażniczka zauważyła to i podeszła do mnie. Zlustrowała mnie od góry do dołu po czym wysyczała. 
- Głucha jesteś? Ręce wzdłuż ciała! 
- Nie zrobię tego, mam prawo do odrobiny prywatności - powiedziałam pewnym tonem.
- W tym ośrodku nie ma prywatności, a każdy sprzeciw jest surowo karany. Opuść te ręce. 
Kiedy znowu nie drgnęłam, dostałam ręką w twarz. Moja dłoń odruchowo powędrowała do piekącego policzka. Nie zdążyłam nawet zareagować kiedy druga z kobiet złapała mnie za ramię i zaprowadziła do stołu stojącego w rogu łazienki. 
- Na takie jak ty mamy odpowiednie metody. Nie ty pierwsza i nie ostatnia. Jeżeli nie będziesz poddawać się dobrowolnie to użyjemy siły, więc lepiej się dobrze zastanów zanim zrobisz coś głupiego - powiedziała strażniczka, która trzymała mnie za ramię. 
Nie wiem co mi się stało, ale zaczęłam się szarpać i szamotać. Chciałam żeby mnie puściła i dała mi święty spokój. Im bardziej się szarpałam tym ona mocniej mnie trzymała. Położyła mnie na stole twarzą do dołu, a ręce unieruchomiła mi z tyłu na plecach. Kątem oka zobaczyłam jak druga ze strażniczek zakłada lateksowe rękawiczki. Po chwili poczułam jak wsadza swój obślizgły tłusty paluch do mojej pochwy. Szarpnęłam się jeszcze bardziej ale byłam sprawnie unieruchomiona przez pierwszą kobietę. 
- AUU! Przestań! 
- Stój spokojnie takie są procedury - powiedziała druga i następnie wsadziła palec w mój odbyt. Pokręciła trochę i wyjęła. Powiedziała coś tam do swojej wspólniczki i tamta postawiła mnie na nogi. Napisała coś w notesie i zaprowadziła do dużej łaźni. Tam odkręciła wodę i kazała mi się dokładnie umyć. Nie chciałam żeby się znowu do mnie dobierała, więc umyłam się sama. Obie strażniczki przyglądały mi się dokładnie, i pilnowały czy się dobrze umyję. Następnie rzuciły mi ręcznik i kazały się wytrzeć. Potem zaprowadziły mnie do szatni. Byłam cały czas naga, te małpy nie zostawiły mi nawet tego przeklętego ręcznika abym mogła się zasłonić. Kipiałam ze złości. Nie byłam  typem uległej, jak moja matka. Przysięgłam sobie że nie dam się złamać. Rzuciły we mnie ubraniami i kazały się ubierać. Ubrania były wstrętne. Co prawda nowe, ale czegoś tak paskudnego nie zamierzałam w ogóle nosić. Sukienka kremowa przypominająca taką do tenisa z kołnierzykiem przy szyi. Do tego podkolanówki i niebieski blezer, a na nogi trampki wsuwane na gumkę.
- Zapomnijcie, nie założę tego dziadostwa! Te ciuchy przypominają epokę kamienia łupanego. Co wy telewizji nie oglądacie czy co? Totalny obciach, nie macie czegoś innego? - powiedziałam i rzuciłam ciuchy z powrotem w stronę strażniczek.   
- Założysz je czy nie? - zapytała baba “robocop”. 
- Nie, ty głupia cipo! - wykrzyczałam jej w twarz. 
Ta podeszła do mnie i złapała mnie za ucho.
- AUU! Ty głupia sadystko! To boli!
- Doigrałaś się tym razem, idziemy do dyrektora - powiedziała ostro, i mocniej złapała  mnie za ucho. Ciągnęła nago przez cały korytarz, bolało jak diabli. Wrzeszczałam na nią i wyzywałam, w nadziei że mnie puści. Niestety na nic się to zdało. Zaciągnęła mnie pod sam gabinet głównego dyrektora całej placówki. Nie wiem jakim cudem, ale dyrektor wcale nie był zdziwiony widząc mnie u niego w gabinecie. Strażniczka puściła mnie w końcu i postawiła na środku pokoju. Sama poszła w głąb sali i dyskretnie obserwowała całą sytuację. Gabinet był przestronny, wszędzie było widać drewno w kolorze mahoniu. Na środku pod oknem stało wielkie dębowe biurko z krzesłem obrotowym. Z prawej strony stała skórzana kanapa z małym stoliczkiem kawowym. Natomiast z drugiej strony stał regał wypełniony książkami. Na ścianach wisiało mnóstwo dyplomów i zdjęć. Stałam tak nagusieńka zmęczona i zawstydzona, jednoczenie byłam przerażona i zła na całą tą głupią sytuację. Tak bardzo chciałam być twarda i silna mentalnie. Za każdym razem kiedy wymiękałam, przed oczami stawała mi moja matka, słaba, wyniszczona fizycznie i emocjonalnie. Wtedy znowu brałam się w garść i znowu byłam twardzielką i postrachem całej okolicy. Nikt jednak nie wiedział że w głębi serca wcale nie byłam taka na jaką się kreowałam. Byłam dobra, wrażliwa, pełna miłości i empatii. To ulica sprawiła że stałam się taka jaka się stałam. Wcale nie chciałam się tu znaleźć. W myślach zawsze sobie marzyłam, że kiedyś kupię sobie mały domek na wzgórzu z widokiem na błękitne jezioro, które będzie zmieniać kolor za każdym razem kiedy słońce zmieni położenie. W ogródku posiałabym trawę, a na środku byłaby fontanna z której  tryskałaby woda na wszystkie strony. Miałabym normalną pracę i założyłabym szczęśliwą rodzinę. Moje dziecko nigdy nie miałoby takiego parszywego życia jak ja. Wieczorami z mężem siadalibyśmy sobie na przydomowym tarasie, i bujali się na ławeczce tuląc się do siebie pogrążeni we własnych myślach i marzeniach.

Niestety rzeczywistość była inna. Stałam tak nagusieńko w tym pokoju i czekałam co będzie dalej. Ponownie zakryłam swoją prywatność. Wstydziłam się. Czułam się obnażona i upokorzona, i zaczęło robić mi się zimno. Najchętniej to ubrałabym już te głupie ciuchy, nie wiem co mi odbiło żeby pakować się w kłopoty już pierwszego dnia. Dyrektor wstał i podszedł do mnie. Był całkiem przystojny jak na swój wiek. Na oko miał  jakieś 42 lata. Nosił krótko obcięte ciemne włosy, które nieco przyprószyła już siwizna. Ubrany był w ciemny doskonale skrojony garnitur, białą koszulę i błękitny krawat. Podszedł do mnie i przeszył mnie tym zimnym i lodowatym wzrokiem. Już myślałam że mnie trzepnie w twarz jak ten babsztyl “robocop”, ale ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się do mnie. Ręce miał splecione z tyłu i chodził w tą i z powrotem lustrując mnie od góry do dołu. O dziwo nic nie powiedział żebym przestała się zasłaniać. Może wcale nie był taki zły na jakiego wyglądał. W końcu odezwał się. 
- Czytałem twoje akta Marto Zubel i wiedziałem że będą z tobą kłopoty, nie przypuszczałem jednak że spotkamy się już pierwszego dnia. Nie wiem czy zauważyłaś, ale my wszędzie mamy kamery i nic nie umknie mojej uwadze. Jak wiesz jest to placówka o zaostrzonym rygorze i mamy tu swoje metody wychowawcze na takie jak ty. Niebawem dostaniesz regulamin, więc zapoznasz się ze wszystkimi naszymi zasadami. Teraz natomiast zostaniesz ukarana za swoje wcześniejsze zachowanie. Nie tolerujemy tu nieposłuszeństwa. Teraz opuść ręce i stań prosto. 
Nie chciałam już więcej się spierać więc zrobiłam o co prosił, zresztą bałam się go, miał w oczach coś takiego że nie potrafiłam mu się sprzeciwić. Wyjął z szuflady jakaś dziwną rzecz. Był to skórzany pas długi na około 30 cm i szeroki na około 5 cm. Zakończony był drewniana raczką. Dyrektor smagnął nim kilka razy w powietrzu sprawdzając czy dobrze ciągnie. Od razu domyśliłam się o co chodzi. Nigdy w życiu nie dostałam lania, a ten przyrząd napawał mnie strachem. Rzuciłam się do drzwi.  Chciałam uciec, nie myślałam racjonalnie. Gdy tylko dobiegłam do drzwi złapała mnie strażniczka. Chwyciła za rękę i wykręciła mi ją do tyłu przyprowadzając mnie z powrotem na miejsce. Dyrektor gestem wskazał jej że ma mnie położyć na biurku i przytrzymać. 
- Za ucieczkę dostaniesz dodatkowo - powiedział łagodnie lecz stanowczo. 
Stanął tuż za mną i poczułam jak pierwsze uderzenie ląduje na mojej pupie, silne i piekące. Krzyknęłam. Potem było kolejne i następne. Krzyczałam po każdym uderzeniu. Nigdy jeszcze nie  doświadczyłam takiego bólu. Owszem wdawałam się w bójki wielokrotnie, ale tamto to był zupełnie inny ból. Po kolejnym mocnym pasie zaczęłam się szarpać, chcąc uwolnić się w krępującego mnie uścisku. Nie dałam rady. Obiecałam sobie że się nie rozpłaczę. Nie dam gnojowi satysfakcji, że mnie pokonał. Jednak z każdym uderzeniem moją niemą obietnicę trafiał szlag. Nie byłam przyzwyczajona do tak intensywnego bólu. Zaciskałam wszystkie mięśnie żeby tylko wytrzymać ten ból. Wierciłam się i krzyczałam, łzy już same formowały mi się w oczach. Jeszcze jedno uderzenie a rozpłaczę się na dobre. - Tylko nie becz, tylko nie becz - powtarzałam sobie w myślach. Myślałam o stłamszonej matce. Pupa piekła mnie niemiłosiernie. Kiedy już byłam na skraju wytrzymania poczułam jak kobieta "robocop"zwalnia uścisk, stawia mnie na nogi i odchodzi. Nie rozpłakałam się uff udało się. Natychmiast  zaczęłam pocierać zbolałe pośladki. Wstyd już dawno mi minął. W zasadzie to było mi już wszystko jedno. Obtarłam ręką łezkę, która uformowała mi się w oku, i spojrzałam z nienawiścią na niego. 
- To była pierwsza lekcja posłuszeństwa. Lepiej sobie ją dobrze zapamiętaj. Dla takich jak ty nie ma taryfy ulgowej, wszelkie przekroczenie regulaminu będzie surowo karane. Jak chcesz żeby te cztery lata minęły ci bez problemów, to radzę ci go przestrzegać. Zatem ubierzesz się dobrowolnie czy mam ci pomóc?
Bez słowa chwyciłam ubranie które leżało na biurku, i zaczęłam się ubierać. Dyrektor przyglądał mi się uważnie obserwując każdy mój ruch. Gdy byłam już w pełni ubrana spojrzałam na niego znowu. Cały czas trzymał w ręce ten okropny przyrząd. 
- Co masz mi do powiedzenia? - zapytał spoglądając mi prosto w oczy. 
- Przepraszam - wymamrotałam po cichu. 
- Przepraszam panie dyrektorze i dziękuję za karę - powiedział karząc mi powtórzyć. 
- Przepraszam panie dyrektorze - wydukałam ponownie, opuszczając końcówkę. Przez gardło nie mogło mi to przejść. 
Wtedy on złapał mnie w pasie i przechylił wlepiając mi kolejne trzy siarczyste razy pasem, który cały czas trzymał w ręku. Krzyknęłam. Byłam harda ale nie głupia. Wiedziałam że więcej już nie wytrzymam. 
- Przepraszam panie dyrektorze i dziękuję za karę - powtórzyłam głośno i wyraźnie patrząc mu pewnie w oczy. Ojciec zawsze mi powtarzał że unikanie kontaktu wzrokowego oznacza tchórzostwo. 
- Możesz odejść - powiedział. Skierowałam się więc w stronę drzwi, tam czekała już na mnie "robocop". Później dowiedziałam się że ta strażniczka miała na imię Jadwiga. Jednak dla mnie już na zawsze pozostała "robocopem" zimną jak stal maszyną bez ludzkich emocji, w doskonale naoliwionym olbrzymim mechanizmie sterowanym przez dyrektora psychopatę, pałającym się ludzką porażką. 
“Robocop” zaprowadziła mnie do mojego tak zwanego pokoju. Była to mała cela 2.5 na 2.5 metra.   Mieściło się tam tylko łóżko, szafa i małe biurko. W rogu natomiast była samo-spłukująca się toaleta połączona z malutką umywalką. Pokój z toaletą dzieliła niewielka betonowa ścianka wyłożona kafelkami. U góry było zaś nieduże zakratowane okno, przez które wpadało słoneczne światło. Oczywiście w rogu była wszechobecna kamera, która śledziła każdy mój ruch. W ogóle cały budynek był bardzo nowoczesny i znakomicie zabezpieczony i strzeżony. Drzwi były z metalu, a na samym środku widniał wizjer do podglądania wychowanków. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi nie były zamykane w ciągu dnia. Zresztą cały budynek był monitorowany nawet łazienki. Szanse ucieczki były praktycznie znikome. Wielki cholerny “Big Brother”. Na łóżku leżały zapasowe ubrania i regulamin. Schowałam wszystko do szafy, położyłam się na łóżku na brzuchu i rozryczałam się. Nie chciałam żeby kamera zarejestrowała że wymiękam. Chyba zasnęłam bo obudził mnie głośny stukot do drzwi. Stanęła w nich jedna ze strażniczek i kazała wychodzić na apel. Szybko wstałam i podążyłam za nią. Tam w szeregu stało już około dwudziestu nowych dziewcząt mniej więcej w moim wieku. Po wszystkich przeliczeniach i innych procedurach, w sali zjawił się sam pan dyrektor. Od razu zlustrował mnie wzrokiem ale nic nie powiedział. Zaczął opowiadać o ośrodku, o zasadach i o wszystkich tych rzeczach, które powinnyśmy wiedzieć. Powiedział że do wieczora mamy zapoznać się z regulaminem, bo od jutra nastąpi normalny dzień pobytu. Po apelu było śniadanie a potem powrót do pokoi. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać ten regulamin. Jak się okazało nie był taki rygorystyczny jak wcześniej sadziłam. Jak się było posłusznym i nie sprawiało kłopotów to całkiem można było tu przeżyć. Panował system kar i nagród. Za złe zachowanie było np brak kolacji, prace społeczne, lanie, a nawet izolatka, w zależności od przewinienia. Kary cielesne zawsze wykonywał dyrektor lub wychowawca. Dla wyróżniających się w pozytywny sposób wychowanków były rożne nagrody i przywileje. Można było oglądać telewizje, korzystać z komputera czy wychodzić na dziedziniec. Ogólnie taka wychowanka miała więcej swobody i zaufania.
Przebywanie w tym odosobnionym od świata miejscu było dla mnie koszmarem. Nie umiałam podporządkować się istniejącym tu regułom. Nigdy nie miałam żadnego wzorca wychowawczego, zawsze opiekowałam się sobą sama. Wkurzała mnie ta nieustająca kontrola. Nawet w kiblu były te cholerne kamery. Czułam się taka stłamszona, dusiłam się tu. Nawet myślenie sprawiło mi trudność. Chodziłam ciągle nabuzowana i zła. W dodatku w moim budynku były tylko same dziewczyny. Chłopaki mieli osobny budynek do którego my nie miałyśmy dostępu. Było nas w tym budynku 50 dziewcząt. W całym tym ośrodku takich budynków dla dziewcząt było cztery. Dla chłopców było tak samo. Wszystkich razem było nas 400 osób. Do tego niezliczona liczba strażników, nauczycieli i wychowawców. Jak się dowiedziałam szkoła była obowiązkowa, czy to się komuś podobało czy nie. Jedynym wyborem był tylko rodzaj szkoły do której chcemy uczęszczać. Ja wybrałam liceum ogólnokształcące, które wcześniej olałam. Naukę zaczęłam więc od początku. Inne dziewczyny wybierały głownie szkołę z przyuczeniem do zawodu. Pierwszy tydzień minął mi koszmarnie. Drugi jeszcze gorzej. Nienawidziłam tego miejsca tych ludzi i tej ciągłej kontroli, niezapowiedzianych inspekcji i tych wszędobylskich strażniczek. Nie dogadywałam się z koleżankami. Wszystkie już jakoś się zaaklimatyzowały tylko nie ja. Buntowałam się przeciw wszystkim i wszystkiemu. Sama nie wiem co się ze mną działo. Kilka razy za brzydkie odzywki musiałam sprzątać toalety. Parę razy dostałam po tyłku od wychowawcy, ale wszystko to spłynęło po mnie jak po kaczce. Zresztą mój wychowawca był jakiś totalnym palantem. Nie zależało mu na mnie. Wykonywał tylko swoją robotę. On udawał że mnie resocjalizuje, a ja udawałam że go słucham. Chciałam wszystkim pokazać że nie jestem jakąś tam łajzą. Wówczas naprawdę miałam nieźle porąbane w głowie. Ulica wyprała mi mózg. Zachowywałam się irracjonalnie. Po jakiś dwóch miesiącach dostałam zawiadomienie o śmierci mojego ojca. Przyszedł do mnie do pokoju sam dyrektor, aby mi to powiedzieć. Gadał coś że tata dostał udaru i zmarł w więzieniu. Wyrażał swoje ubolewanie i takie tam rożne. Mi jakoś wcale nie było przykro. Właściwie to mój ojciec był dla mnie zupełnie obcym człowiekiem. Nigdy nie było go przy mnie kiedy go potrzebowałam. Potem dyrektor powiedział że jest mu również bardzo przykro, ponieważ nie może mnie wysłać na jego pogrzeb. Pieprzył coś że sprawiam ciągle problemy wychowawcze, i on nie może pozwolić żebym wyszła poza mury ośrodka. Wzruszyłam tylko ramionami, zbywając jego obecność. Widać zauważył to, ale nic nie powiedział. Na samym jednak końcu wzbudził moja ciekawość. Otóż okazało się, że ojczulek nie był taki głupi na jakiego wyglądał. Utworzył dla mnie fundusz powierniczy i uzbierała się tam dość duża kwota. Pieniądze miały być mi wypłacane po ukończeniu 21 roku życia w comiesięcznych ratach przez dwa lata. To była dobra wiadomość dla mnie, chociaż finansowo ojciec mnie zabezpieczył. O jeden problem mniej. Dyrektor poklepał mnie po plecach i wyszedł zostawiając mnie samą.
Po kilku dniach po tym incydencie popadłam w poważne kłopoty. Na jednej z lekcji zaczęłam kłócić się z nauczycielką w sprawie jakiegoś bohatera narodowego. Ja uważałam że on nie był bohaterem, a ona natomiast uważała odwrotnie. Najpierw była wojna na argumenty. Potem jednak coś we mnie pękło i zaczęłam się z nią kłócić. Doszły do tego jeszcze wyzwiska i już szłam do niej z łapami, kiedy do interwencji wkroczyła jedna ze strażniczek pilnujących porządku na lekcjach. Natychmiast mnie obezwładniła tymi swoimi sztuczkami samoobrony. Wylądowałam u dyrektora. Ten jak zwykle spojrzał na mnie tymi przeszywającymi na wskroś oczami i obszedł mnie dookoła. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiem co mi się stało, zwykle się tak nie zachowywałam, ale zaczęłam tłumaczyć się ze swojego zachowania zanim on cokolwiek powiedział. Mówiłam co mi ślina na język przyniosła, próbując się wymigać od kary. On bez słowa podszedł do swojego biurka i wyciągnął już znany mi pas. Kazał mi podejść do biurka. Powoli zrobiłam co kazał. Jakoś ta moja odwaga mnie w tym momencie opuściła. Zanim kazał mi się oprzeć o blat biurka, zrobił mi długi wykład na temat dyscypliny, szacunku do innych i same takie dyrdymały. Nawet zbytnio nie pamiętałam co mówił, ponieważ ciągle miałam przed oczami ten jego gruby skórzany pas.
- Oprzyj się o biurko ręce do przodu - powiedział tonem zimnym jak lód.
Bez sprzeciwu wykonałam polecenie. Poczułam jak podnosi mi sukienkę i podwija do góry. Następnie ściąga mi majtki do kolan. Padło pierwsze uderzanie. Syknęłam. Nabrałam głęboko powietrza, wtedy padło drugie. Nie spieszył się, chciał żebym poczuła dogłębnie każde uderzenie. Był cholernie w tym dobry. Już po dziesiątym zaczęłam się wiercić i jęczeć. Po piętnastym już krzyczałam. Kiedy kolejny raz spadł na pogranicze ud i pośladków, zasłoniłam pupę ręką.
- Weź tą rękę - powiedział, i cierpliwie czekał aż wykonam polecenie.
Położyłam rękę z powrotem na biurku i zniosłam kolejne dwa uderzenia. Jednak ponownie zasłoniłam się ręką, gdy następne dwa pady dokładnie w to samo miejsce moich pośladków. Bolało jak diabli. Byłam pewna że pupa pęknie mi na pól. Dyrektor bez słowa chwycił mi rękę w nadgarstku i docisnął do pleców wymierzając kolejne razy. Byłam już na granicy wytrzymałości. Łzy zaczęły mi się formować w oczach, a końca nie było widać. Doskonale wiedział gdzie ma uderzać, bo z każdym kolejnym razem coraz bardziej się załamywałam. Aż w końcu pękłam. Zaczęłam płakać jak dziecko, z bólu i bezsilności. Jak już zaczęłam ryczeć to nie mogłam przestać. Doskonale wiedział że to on wygrał. W końcu mnie złamał. Odruchowo zaczęłam go prosić żeby przestał, że mam już dość. Nawet go przepraszałam. W tym momencie powiedziałabym wszystko, żeby tylko ta gehenna się skończyła. Moja tak zwana “reputacja twardej laski” w tym momencie legła w gruzach. Nawet nie wiedziałam kiedy to lanie się skończyło. Poczułam jak stawia mnie na nogi. Majtki spadły mi do kostek. Byłam zapłakana i zasmarkana i upokorzona. Podał mi chusteczkę i kazał wytrzeć twarz. Kiedy już się wytarłam i nieco doszłam do siebie, powiedział że mam założyć majtki. Spojrzałam w dól z zażenowaniem. Momentalnie schyliłam się, i podciągnęłam majtki w górę, poprawiając jednocześnie sukienkę. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Wtedy on delikatnie złapał mój podbródek i zmusił mnie do spojrzenia na niego.
- Mam nadzieje ze tym razem to był ostatni raz, kiedy spotkaliśmy się w tak niemiłych okolicznościach. Myślisz że sprawia mi przyjemność zadawać tobie bezsensowny ból? Nie, nie sprawia, robię to tylko dlatego żeby wskazać ci właściwą drogę. Bo ta którą teraz podążasz daleko cię nie zaprowadzi. Wiem że jesteś zdolna i możesz w życiu osiągnąć sukces, ale tylko od ciebie zależy czy ci się to uda czy nie.
Kiedy tak mówił, to po raz pierwszy od dawna pomyślałam sobie, ze komuś na mnie zależy. Wtedy jednak nie doceniałam tej troski. Wiecznie się buntowałam i coraz bardziej topiłam się we własnym bagnie. Było mi ciężko naprawdę ciężko, ale wcale nie było tak łatwo znowu stać się dobrym, miłym i ufnym, kiedy przez tyle lat wszyscy mieli mnie gdzieś. Założyłam pewnego dnia “maskę zła” na moja twarz, i życie raptem stało się łatwiejsze. Niestety po latach noszenia tej maski jakoś się do mnie przykleiła i tak już zostało. Trzeba było naprawdę się postarać żeby ją teraz zdjąć.
Spojrzałam dyrektorowi głęboko w oczy, nienawidziłam go w tym momencie. Próbował zdjąć ze mnie tą maskę, a ja nie byłam na to gotowa. Znowu przybrałam minę twardzielki.
- Przepraszam panie dyrektorze i dziękuję za karę - powiedziałam regułkę której oczekiwał nie tracąc kontaktu wzrokowego.
- Możesz odejść - powiedział tylko.
Wyszłam z gabinetu, resztę dnia spędziłam w celi. Pośladki tak mnie bolały że musiałam leżeć na brzuchu. Nie wiem dlaczego, ale rozmyślałam o tym co mi powiedział i czułam się podle. Byłam tu dopiero trzy miesiące, a już miałam dość wszystkiego. To miejsce było dla mnie koszmarem. Nie wyobrażałam sobie spędzenia tu jeszcze tylu lat.
Następnego dnia wszystko było jak zwykle. Gdy lekcje dobiegały końca, wszyscy zbierali się na obiad. Ja jak jak zwykle ustawiłam się w kolejce i posłusznie czekałam na swoją kolej. Kiedy tak stałam i czekałam, zauważyłam że nauczyciele swobodnie wychodzą z budynku głównymi drzwiami. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale pomyślałam sobie o ucieczce. Przecież mówi się że pod latarnią zawsze jest najciemniej. Dyskretnie wyszłam więc  z szeregu, i razem z grupką ludzi udałam się do wyjścia. Nie wiem co mną kierowało, ale ledwo wyszłam za drzwi, rozpętało się piekło. Syrena zaczęła wyć niemiłosiernie głośno. Zrobiło się zamieszanie. Strażniczki były w gotowości do działania. Wszystkie drzwi automatycznie się pozamykały. Wykorzystałam moment nieuwagi i zaczęłam biec ile sił w nogach. Nie wiem gdzie, nie wiem dlaczego, ale biegłam i biegłam. Nie minęło dziesięć sekund, kiedy usłyszałam głos z megafonu.
- Zatrzymaj się jesteś otoczona. Ręce na głowę i uklęknij na ziemi. Nie próbuj żadnych sztuczek bo użyjemy siły.
Dotarło do mnie że nie mam szans. Właściwie to od samego początku wiedziałam że nic z tego nie będzie, a mój wybryk na pewno będzie miał poważne konsekwencje.
Powoli położyłam ręce na głowie i uklękłam na ziemi. Podbiegło do mnie dwóch uzbrojonych strażników i zakuli mnie w kajdanki. Nie stawiłam oporu. Wiedziałam że i tak nie wygram.
Za ten występek trafiłam do izolatki na dwa dni. Było to pomieszczenie dwa na dwa metry. Na samej górze znajdował się maleńki otwór przez który wpadała niewielka wiązka dziennego światła. W rogu stała prycza z kocem, natomiast w drugim rogu stała toaleta.  Jedzenie podawali przez szparę w drzwiach. W tym czasie nie mogłam mieć kontaktu ze światem zewnętrznym. Tylko ja i te cztery ściany. Miałam w tym czasie mnóstwo czasu na przemyślenia. Zastanawiałam się nad wszystkim, nad całym moim dotychczasowym życiem. Przecież te ciągłe buntowania się, do niczego mnie nie doprowadziły. Wpadałam tylko w kolejne kłopoty. Nigdy nie chciałam skończyć jak mój ojciec, a robiłam wszystko żeby tak się stało.
Kiedy nie ma się do kogo odezwać, każda minuta staje się być godziną. Po jednym dniu odosobniona miałam już dość. Na nic mi to wszystko było. Byłam w złej kondycji psychicznej. Popadłam w depresję. Nawet już myśleć mi się nie chciało. Nic mi się kompletnie nie chciało, nawet żyć. Po upływie dwóch dni, dla mnie była to wieczność, otworzyły się drzwi.
- Wychodź twój czas minął - usłyszałam głos strażniczki.
Powoli zwlekałam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Byłam brudna, i było mi już wszystko jedno co się ze mną stanie. Kiedy wychodziłam w drzwiach stanął pan dyrektor. Spojrzał na mnie, i zobaczyłam taki zawód w jego oczach. Uświadomiłam sobie że on naprawdę próbował mi pomóc, a ja go zawadziłam na każdym kroku. Spuściłam wzrok, było mi przykro. Po raz pierwszy w życiu było mi przykro z powodu mojego zachowania.
Nie zostałam wtedy ukarana fizycznie, ale ten pobyt w izolacji sprawił że moje myślenie się zmieniło. Dyrektor zauważył tę zmianę. Wysłał mnie na spotkania z terapeutami, co miało poprawić moją kondycję psychiczną. Zaakceptowałam mój pobyt w ośrodku, a terapia bardzo mi pomogła. Już nie byłam zbuntowaną nastolatką szukającą kłopotów. Karę odbywałam raczej w spokoju. Liczne rozmowy z dyrektorem i psychologami utwierdziły mnie z przekonaniu, że mój los jest w moich rękach, i tylko ode mnie zależało jak dalej potoczą się te losy, i wcale nie musiało to iść w złą stronę.
Czas leciał powoli ale bez problemów. Żeby czas mi szybciej mijał, skupiłam się na nauce. W szkole zakładowej szło mi bardzo dobrze. Na moje osiemnaste urodziny przyszedł do mnie sam dyrektor z małym tortem, i podarował mi książkę o której zawsze marzyłam. Była w niej dedykacja.
"W życiu istnieją rzeczy dla których warto walczyć do samego końca, nawet kiedy już gorzej być nie może, nie porzucaj swoich marzeń i zawsze bądź sobą" Na samym dole widniał jego podpis i data.
- Dziękuję, dziękuję! - wykrzyczałam uradowana i rzuciłam mu się na szyje.
- Nie ma za co. Moim marzeniem jest żebyś wyszła stąd z podniesionym czołem, i pokazała całemu światu na co cie stać, i kim naprawdę jesteś. Wierzę w ciebie i wiem że ci się uda.

Wtedy wszystko zmieniło się o 360 stopni. Przez następny rok chciałam udowodnić dyrektorowi że nie myli się co do mnie. Uczyłam się pilnie i nie sprawiałam kłopotów. Dyrektor był dla mnie wsparciem, stał się jak ojciec, którego nigdy nie miałam. Pomyśleć jak bardzo się co do niego pomyliłam. Na początku uważałam go za sadystę i tyrana, ale on naprawdę chciał pomóc tym wszystkim zagubionym dzieciakom.  Po trzech latach pobytu już nie uczyłam się dla niego tylko dla siebie. Moje marzenia miały szansę się spełnić. Liceum ukończyłam z wyróżnieniem. Postanowiłam iść na studia. Dyrektor i cała placówka byli bardzo uradowani z moich postępów i decyzji o studiowaniu. Związku z tym że stałam się już inną osobą, a raczej udało zrzucić się mi moją "maskę zła" to stałam się dawną sobą. Tą dobrą i wrażliwą dziewczyną. Miałam dużo przywilejów i ostatniego roku w ogóle nie odczułam, że przebywałam nadal w zakładzie zamkniętym. Mogłam studiować poza placówką na normalnym uniwersytecie. Co dzień zawoził mnie wychowawca, a potem przywoził z powrotem. Miałam duże zaufanie wśród personelu zakładu, ale ciężko na to sobie zapracowałam. Zresztą głupia bym była, żeby rujnować to co dotychczas osiągnęłam przez jakaś głupią ucieczkę. Nie było sensu zwłaszcza że zostało mi tylko pól roku do końca.
Upragniony dzień przyszedł wraz z datą moich dwudziestych pierwszych urodzin. Razem z innymi dziewczynami zrobiłyśmy huczną imprezę pożegnalna. Przed samym wyjściem długo jeszcze rozmawiałam z dyrektorem. Dał mi dużo rad i wskazówek jak mam postępować. Zapisał mi nawet swój numer telefonu w razie jak bym potrzebowała porozmawiać. Uścisnęłam go wtedy serdecznie i podziękowałam za wszystko.
- To pan uratował mi moje życie, i obiecuję że go nie zmarnuję, nie teraz kiedy już tyle osiągnęłam - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- Wiem o tym, zawsze to wiedziałem kiedy tylko cie zobaczyłem. Pomyślałem wtedy że ta dziewczyna ma potencjał tylko się zagubiła. Wiem że ci się uda, jestem tego pewien. Mam nadzieję że kiedyś zadzwonisz do swojego starego opiekuna?
- Pewnie że tak, nigdy pana nie zapomnę - powiedziałam i łezka popłynęła mi z oka.
Pan dyrektor otarł mi łzę i pocałował w policzek.
- Idź już, zanim i ja się rozkleję - powiedział.
Zakład opuściłam jako inna osoba. Byłam już dorosłą kobietą i nie chciałam aby moja przeszłość kładła się cieniem na moje dalsze życie. Dzięki mojemu ojcu, który zostawił dla mnie pieniądze, było mi łatwiej, studia ukończyłam również z wyróżnieniem. Oprócz tego dostawałam jeszcze przez rok zasiłek dla wychowanków rozpoczynających nowe życie. Wynajmowałam małą kawalerkę i czułam że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zerwałam też wszystkie kontakty z przeszłością. Bez problemu dostałam pracę w biurowcu jako tłumaczka języka szwedzkiego. Zaczęłam zarabiać własne pieniądze i byłam taka szczęśliwa. To właśnie w pracy poznałam mojego obecnego męża Pawła. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale od drugiego. Umawialiśmy się na randki i im więcej się o sobie dowiadywaliśmy tym bardziej stawaliśmy się sobie bliżsi. Nie ukrywałam przed nim swojej przeszłości, a on nie rozliczał mnie ani nie oceniał. Po roku pobraliśmy się. Wesele było skromne ale bardzo kameralne. Opowiadałam Pawłowi o swoich marzeniach, o domku z tarasem w górach, o dzieciach. Pewnego dnia on zabrał mnie na weekend w góry. Jechaliśmy jakaś żwirową drogą.
- Paweł gdzie jedziemy, nic mi nie mówisz?
- Spokojnie kochanie to niespodzianka, jeszcze chwilę a będziemy na miejscu.
Po 10 min byliśmy już na miejscu. Widok zapierał dech w piersiach. W oddali rozpościerały się piękne góry, a przed nimi był wąwóz w którym płynęła górska rzeka. Wszędzie wokół były liczne pola i pastwiska na których pasały się owce.
- Jak tu pięknie, cudownie! - zachwycałam się widokiem.
Paweł złapał mnie za rękę i poprowadził w dól polnej drogi. Stał tam niewielki domek, skąpany w górskim słońcu. Ogrodzony był białym płotem przy którym rosły kolorowe kwiaty.
- Podoba ci się? - zapytał mój mąż.
- Jest cudowny zawsze o takim marzyłam.
- To będzie nasz, już rozmawiałem z właścicielem i wpłaciłem zaliczkę.
- Żartujesz?!
- Nie, nie żartuję, chodź wejdziemy do środka.
Rzuciłam mu się na szyję, jesteś wariatem! Tak bardzo cie kocham! Jestem taka szczęśliwa!
Ściskałam go z całych sił płcząc ze szczęścia.
Po pół roku wprowadziliśmy się do naszego domku. Kolejna dobra wiadomość była taka, że byłam w ciąży. Urodził nam się syn Jakub. Byliśmy szczęśliwi, w końcu osiągnęłam to o czym zawsze marzyłam. Na chrzciny zaprosiłam dyrektora. Nie widzieliśmy się już kilka lat, ale korespondowaliśmy ze sobą. Gdy się zobaczyliśmy, nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Paweł w końcu poznał mojego wybawcę. We trójkę trajkotaliśmy prawie przez całą noc. Widziałam że pan dyrektor był ze mnie dumny.
Teraz kiedy mój syn ma już trzy latka, moje życie nadal jest udane i szczęśliwe. Z Pawłem staramy się już o kolejne dziecko. Praca mi się podoba, dodatkowo zaangażowałam się społecznie, i za namową dyrektora prowadzę wykłady dla wychowanków mojej placówki. "Jak się nie poddać i osiągnąć sukces, a przede wszystkim jak walczyć o własne marzenia".
Dzieciaki słuchają z zaparciem i wiem że im pomagam. Sprawia mi to ogromną satysfakcję.
Siedzę sobie teraz na tarasie naszego górskiego domku i spisuję moje wspomnienia.
Bo są w życiu sytuacje, kiedy musisz powiedzieć sobie "dam radę" i idziesz dalej.
Koniec

Viewing all articles
Browse latest Browse all 467

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra